Postapokalipsa Wrocław - Reset rozdział XII.



Byliśmy znów w siodle. Wiatr mierzwił nam włosy, opony przyjemnie szumiały na asfalcie, a ja czułem, że znów żyję, i że jestem naprawdę wolny. No… Byłbym wolny, gdyby nie ta atomówka na pokładzie.

To zabawne, że nazywali je bombami walizkowymi. Nasza wyglądała jak wielki plecak. W rzeczywistości był to duży, metalowy pojemnik, owinięty w materiał, z przymocowanymi szelkami umożliwiającymi wygody transport na plecach. Ukryliśmy ją w bagażniku wysłużonej Astry kombi, pod wieloma innymi gratami, które zabraliśmy z wioski, głównie po to, żeby zniechęcić strażników do przeszukiwania wozu. Nawet jeżeli by do tego doszło, miałem nadzieję, że te patałachy, które zwykle stoją na warcie, nie byłyby w stanie zorientować się, co właściwie mają przed oczami. Uśmiechnąłem się sam do siebie, próbując wyobrazić sobie ich bezmyślne, tępe ryje.

Violet i Gibon jak zwykle mieli focha. Zgodnie z moimi przypuszczeniami oskarżali mnie o całe zło świata. Nazwali mnie psychopatą i judaszem. Twierdzili, że sprzedałem ich za trzydzieści srebrników. Moje słowa o snajperach trzymających palce na spuście potraktowali jako nieśmieszny żart lub konfabulacje. Ale gdy zobaczyli ludzi w mundurach, trochę się zesrali i byli pewni, że zaraz dostaniemy po kulce w łeb. Nawet przez chwilę nie przyszło im do głowy, że mogę mówić prawdę, i że kupiłem im jeszcze parę dni, czy nawet parę tygodni życia. Niewdzięczne patałachy.

Odnotować w notesiku: przy najbliższej okazji pozbyć się patałachów. Żartuję, nie mam notesika. Gdybym miał, z pewnością mógłbym być bardziej pamiętliwy i mściwy. Później, kiedy już będziemy wolni i nadal żywi, pokazałbym im to wszystko mówiąc: patrzcie, zwątpiliście we mnie dziewięćdziesiąt razy. Dziewięćdziesiąt razy mówiłem wam, że musicie przestać być tępymi chujami i robić to, co wam każę, i dziewięćdziesiąt razy nazywaliście mnie judaszem i zdrajcą.

To by było super.

Czytaj całość: http://bartoszadamiak.com/reset/rozdzial-xii/

Kilka słów o Anorgana GmbH vel Rokita

Anorgana Kolonia to osada występująca w mej powieści post-apo Reset. Pojawia się w II rozdziale, ale odgrywa istotną rolę także i w późniejszych. Myślę, że warto – jako ciekawostkę – przybliżyć, czym dokładnie była Anorgana oraz dlaczego postanowiłem umieścić ją w mojej powieści.
W Resecie Anorgana Kolonia to opuszczona, zrujnowana fabryka, w której bohaterowie pojawiają się kilkukrotnie. I zwykle kończy się to średnio, bo albo ktoś napada ich, albo oni chcą napaść kogoś. Fabryka ta istnieje naprawdę, w mojej rodzinnej miejscowości – Brzegu Dolnym (niem. Dyhernfurth).
Brzeg Dolny mieści się ok. 30 kilometrów od Wrocławia, tuż za zakolem Odry. Przed wojną tereny te należały do Niemiec. Historia samego miasta jest dość ciekawa, ale nie chciałbym zanudzać zbędnymi faktami. Wszystkich zainteresowanych odsyłam do Wikipedii. W każdym razie jest to malownicze miasteczko, położone niedaleko Wrocławia. Ta odległość jest chyba jednym z kluczowych czynników, który zadecydował o tym, że Niemcy zdecydowali się zbudować tam fabrykę gazów bojowych: sarinu i tabunu.
Zakłady Anorgana GmbH rozpoczęto budować w 1938 lub nawet 1939. Zajmował się tym koncern IG Farbenindustrie. Niemcy nauczeni doświadczeniami z I wojny światowej, spodziewali się, że broń chemiczna może być w użyciu także i w czasie zbliżającej się wojny. Szczęśliwie tak się nie stało (poza jednostkowymi przypadkami), jednak wytworzono całkiem spory zapas gazów bojowych, które wtłaczano następnie do bomb lotniczych oraz pocisków artyleryjskich. Kto wtłaczał? Dokładnie więźniowie. Utworzono dwa obozy: Dyhernfurth I oraz Dyhernfurth II, które stanowiły filie obozu Gross-Rosen. Więźniowie z pierwszego obozu pracowali w fabryce. Ci z drugiego, rozbudowywali ją.
Przed wkroczeniem sowietów, Niemcy wymordowali część jeńców. Część została ewakuowana. Zniszczyli częściowo dokumentację oraz aparaturę, jednak nie wszystko. Już po zajęciu Anorgany przez wojska radzieckie, Niemcy dokonali jeszcze szybkiego rajdu, w celu zniszczenia składów sarinu i tabunu (była to broń dużo nowocześniejsza i groźniejsza, niż gazy stosowane w czasie I wojny światowej). O szczegółach operacji można poczytać tutaj.
Od czasu do czasu gazety donoszą o tym, że Bałtyk wyrzuca na plażę niebezpieczne substancje, które przypominają bursztyn, a mogą przepalić rękę. Wedle niektórych informacji, to właśnie spuścizna Anorgany.
Po wojnie zakłady przemianowano na Zakłady Chemiczne Rokita i produkowano w nich szeroko pojętą chemię użytkową. Przez lata PRL, Rokita stanowiła główny motor rozwoju miasta. Wielu ludzi sprowadziło się do Brzegu Dolnego właśnie dlatego, że była praca dla chemików. Wielu ludzi przepracowało tam całe życie. Pamiętam z dzieciństwa peletony rowerzystów o godzinie 15:00. To „rokiciarze” wracali z pracy. Zawsze lepiej było przeczekać, jeśli się chciało gdzieś iść 🙂
Mieliśmy także kilka awarii, wycieków, wybuchów itd. Sam szczególnie przeżyłem jeden z nich, gdy byłem z rodzicami w ośrodku zdrowia, przy samych zakładach. Wypłynęło jakieś świństwo i musieliśmy ewakuować się do domu. Później jeszcze bardzo długo czułem smród. Oczywiście wychowywaliśmy się z maskami gazowymi na podorędziu oraz ze szczególnym wyczuleniem na alarmy dźwiękowe.
Miałem jeszcze jedno wspomnienie z dzieciństwa, związane z Rokitą: przeświadczenie o nieuchronnej zagładzie. Byłem pewien, że wszyscy umrzemy.